czwartek, 9 sierpnia 2012

Krew, Zombie i pół nogi - Opowiadanie

I kolejne opowiadanie, po małej przerwie. Mam nadzieję że się spodoba, nie zwracać uwagi na tytuł, jest on mocno roboczy i z braku innego, musiał zostać. Powodzenia w czytaniu i pamiętajcie: nigdy nie ufajcie czemuś, co nie żyje!


Rozdział I


- Lena, pospiesz się.
- Nooo już, już, nie poganiaj no, spędziliśmy przez ciebie pół godziny dłużej pod prysznicem.
- Ojeej no, ale jeśli zaraz nie…
W tym momencie z łazienki wyszła najcudowniejsza osoba jaką w życiu widział. Jej piękne, czarne włosy sięgające jej pupki, jej przepiękna twarzyczka zdobiona wspaniałym, szczerym uśmiechem i wreszcie jej perfekcyjna figura, idealnie krągła, której pozazdrościć mogły wszystkie modelki na świecie. To wszystko powyższe sprawiła że Radek w momencie zaniemówił i jego twarz zamarła, niczym jak po spojrzeniu Meduzy. Lena popatrzyła się na swojego chłopaka przez chwilę zmieszanym wzrokiem, po czym wybuchnęła śmiechem.
- Radek, co ci, widzisz mnie nie pierwszy raz przecież – zachichotała pod nosem
- Taaakk… - odparł po chwili wciąż zapatrzony w swoją cudowną dziewczynę – onieśmielasz mnie zawsze, budzę się codziennie rano przez ostatnie pół roku i ciągle się zastanawiam, jak tak piękna kobieta jak ty jest ciągle ze mną.
- Ta piękna kobieta cię kocha – Lena podeszła do niego, stanęła na palcach i dała mu całusa w policzek.
- Z wzajemnością. – Radek objął ją w talii i przytulił do siebie dając jednocześnie buzi w czoło. Stali tak jeszcze chwilę w milczeniu po czym oboje powiedzieli jednocześnie:
- To co, idziemy?
Wybuchnęli śmiechem. Kiedy się opanowali, ubrali się i wyszli z domu prosto do ich samochodu, oraz udali się do mieszkania znajomych.

Wszystko było dobrze aż do momentu wyjazdu z miasta. Mimo letniej pory i wczesnych wieczornych godzin, ich granatowy Ford Mondeo był ledwie widoczny na drodze. Atmosfera podczas podróży była również napięta i niezdrowa…
- Coś dziwnie cicho tu… nieswojo jakoś. – powiedział Radek.
- Masz racje… trochę strasznie… kotku, mógłbyś zwolnić? – poprosiła go Lena trochę słabym głosem. Jej chłopak zredukował prędkość samochodu do 60 kilometrów na godzinę.
- Dzięki, teraz jestem spokojniejsza
Radek uśmiechnął się.
- Skaarbie, nic się nie stanie, jestem z tobą prawda? Nie pozwolę cię skrzywdzić
- Wiem kotku – Lena chciała pocałować chłopaka, lecz pasy bezpieczeństwa skutecznie jej to uniemożliwiły. Musiała więc zadowolić się złapaniem go za rękę. Jechali tak jeszcze chwilę w milczeniu pozamiejską drogą, gdy nagle zza zakrętu wyłoniła się sylwetka człowieka czołgającego się po drodze. Para zamarła, lecz zdążyli wyhamować w bezpiecznej odległości przed tajemniczą postacią.
- Co robimy? – powiedziała Lena ze strachem w głosie.
- Wyjdę i sprawdzę czy ten gość nie potrzebuje pomocy …
- Radek! Nie! – krzyknęła dziewczyna i złapała go za ramię. Radek uśmiechnął się i położył wolną dłoń na ręce dziewczyny.
- Spokojnie kotku – powiedział gładząc rękę Leny. – nic mi się nie stanie. Tylko sprawdzę co z tym gościem. A poza tym… - tu jego ręka sięgnęła pod fotel kierowcy. – nie mam zamiaru iść bez niczego.
Po czym wyjął nóż sprężynowy spod siedzenia. Włożył go do kieszeni kurtki jeansowej którą miał na sobie. Jednakże, to nie uspokoiło jego dziewczyny która dalej trzymała go za ramię. Radek popatrzył na nią, lecz jej twarz dalej wyrażała niepokój…
- Chcesz… żebym wziął to?
Lena popatrzyła na niego oczami nieco spokojniejszymi i po chwili skinęła głową mówiąc:
- Wiesz… będę pewniejsza…
Radek uśmiechnął się i sięgnął jeszcze raz pod siedzenie. Tym razem wyjął spod niego Glock’a 19, pistolet, który zawsze trzymali w razie potrzeby. Nie mieli problemów z jego obsługą, bowiem kilka wolnych chwil spędzili na największym odludziu w okolicy doskonaląc swoje techniki strzeleckie. Każde z nich potrafiło doskonale obsłużyć ten pistolet, rozłożyć go na czynniki pierwsze, dokładnie wyczyścić i złożyć do kupy oraz ustrzelić zająca z odległości 50 metrów. Czemu stanowczo przeciwna była Lena, więc strzelali do puszek.
Tym razem jednak wziął swój pistolet tylko dla bezpieczeństwa. Nie zamierzał go używać. Schował go za pazuchę, pocałował Lenę w rękę i poinstruował ją, żeby choćby nie wiadomo co nie wychodziła z samochodu. Otworzył drzwi, wyszedł na zewnątrz i zamknął je. Lena przesiadła się na fotel kierowcy czekając na rozwój wydarzeń, uważnie obserwowała jak jej chłopak zbliża się do nieznajomego nerwowo zaciskając ręce na kierownicy.
Radek, będąc dwa metry od gościa, powiedział głośno i wyraźnie:
- Nic panu nie jest?
Gość nie odpowiedział tylko dalej czołgał się w stronę przeciwną od chłopaka. Radek zacisnął rękę na rękojeści noża którego trzymał w kieszeni i udał się powolnym krokiem w stronę gościa
- Halo, mówię do pana!
Gość zamarł. Radek także. Dla bezpieczeństwa rozłożył nóż i schował go w dłoni. Nieznajomy facet w momencie obrócił się w stronę chłopaka i próbował wstać. Światło reflektora samochodu oświetliło jego przygarbioną sylwetkę, w tym i twarz. Była to najbrzydsza twarz jaką kiedykolwiek widział w swoim życiu. W zasadzie, trudno to było nazwać twarzą. Połowa twarzy była pozbawiona skóry i jej miejsce było wypełnione krwistoczerwonym mięsem, ściekającym w dół. Pozostała połowa wyglądała jakby była wytworem operacji pijanego chirurga plastycznego: płaty skóry bezładnie leżące na twarzy, miejscami poprzyszywane nieudolnie. Pokrwawione oczy postaci, długie włosy, które wyglądały jakby tyle co wyciągnięte z miksera, obroczone miejscami krwią, to wszystko sprawiło że Radek odskoczył momentalnie na półtora metra z wyciągniętym przed siebie nożem. Obserwował on uważnie postać, starając się zachować spokój, mimo że serce biło mu jak oszalałe. Mimo, że nie było tego po nim widać, panicznie bał się zjawy stojącej przed nim.
- Czym ty do cholery jesteś?! – krzyknął w jej kierunku. Jednakże zjawa nie odpowiedziała tylko patrzyła się tępo w Radka. Całą sytuację obserwowała Lena zza kierownicy samochodu, gotowa, by w każdej chwili rozjechać poczwarę, gdyby ta ośmieliła się tknąć jej chłopaka. Gdy sytuacja patowa wydawała się ciągnąć w nieskończoność, nagle postać rzuciła się na chłopaka. Radek zawahał się tylko chwilę. Natychmiast zszedł z drogi kreaturze, złapał wolną rękę za jej rękę i drugą odciął jej głowę trzymanym w ręce nożem jednym sprawnym zamachem. Radek puścił ciało które upadło bezwładnie obok niego. Dysząc ciężko wytarł nóż w kawałki ubrań poczwary i spojrzał się w kierunku Dziewczyny. Lena siedziała zszokowana w fotelu kierowcy, lecz nie to przykuło uwagę Radka. Była to długa smuga krwi ciągnąca się spod auta aż do trupa. Aż dziwne, że nie widzieli tego wcześniej. Radek złożył nóż i wsiadł do samochodu, dokładnie zamykając za sobą drzwi.
Chwilę milczeli po czym Lena spytała:
- Radek… dlaczego zabiłeś tego człowieka… ?
Chłopak patrzył tępo przed siebie i po chwili odpowiedział:
- Lena… to nie był człowiek. Już nie. To było bardziej jakieś pieprzone zombie, czy inny potwór…
Popatrzył się w oczy swojej dziewczynie
- Znasz mnie. Nie zabiłbym niewinnego człowieka. Ale to coś… nie było człowiekiem.
Lena uśmiechnęła się nieznacznie.
- Ok., ok., wierzę ci… ale bałam się o ciebie, wiesz? Gdyby to.. to coś zrobiło ci krzywdę…
W tym momencie Radek objął głowę swojej dziewczyny ramieniem i pocałował ją w usta. Całowali się jeszcze przez kilka minut. Kiedy w końcu się od siebie odkleili, Radek powiedział:
- Lena, nie musisz się o mnie martwić, wiesz dobrze że nie mogę zginąć przed tobą. Obiecałem ci to, prawda?
- No dobrze, już dobrze… - Lena była wyraźnie uspokojona. – a powiedz mi skarbie, jak ta poczwara wyglądała?
Radek wzdrygnął się nieznacznie na samą myśl o kreaturze.
- No powiedz.. przecież będę musiała jakoś rozróżnić te zombie jeśli będzie ich więcej – Nalegała Lena.
Radek uśmiechnął się lekko
- Uwierz mi kotku, rozróżnisz ich bez problemu.
Widząc jej błagalne spojrzenie dodał:
- A więc.. ich twarz. Oczy jakby bez duszy, bez głębi, tępy wyraz twarzy… no i ekskluzywnie dla tamtego pana tam leżącego… - tu pokazał palcem na miejsce w którym znajdował się trup – co do cholery?!
W miejscu w którym pokazał palcem i w którym powinny znajdować się resztki zombie, którego własnoręcznie wydekapitował, nie znajdowało się nic. Nic oprócz ścieżki krwi prowadzącej do lasu obok.
- Lena, jedziemy stąd.
Dziewczyna zamarła w bezruchu na fotelu kierowcy, patrząc się z otwartymi ustami na widok przed nią.
- Lena! Jedziesz czy ja mam prowadzić?
Dziewczyna ocknęła się, jednakże nie była w stanie wydusić z siebie słowa. W zamian tego szybko zamienili się miejscami i ruszyli z piskiem opon z miejsca wzdłuż drogi.

Rozdział II


Nie wiedzieli co robić. Gdzie uciec. Po prostu jechali przed siebie. Milczeli. Jedyną pozytywną rzeczą był fakt, że po drodze do tej pory nie spotkali już niczego, co mogłoby zagrozić ich życiu.
- Radek… co teraz zrobimy? – próbowała przerwać milczenie Lena.
- Lena.. nie wiem. Może.. pojedziemy do twojej rodziny, sprawdzić czy są bezpieczni?
Od śmierci ojca dziewczyna nie chciała wchodzić w drogę swojej matce, więc rodzinę odwiedzała wyjątkowo rzadko.
- Możemy.. Radek, co z twoją?
- Są bezpieczni, jestem pewien. Odkąd wyprowadzili się do dużego miasta raczej nic im nie grozi. Zresztą, jakoś nie widzi mi się teraz jechać na drugi koniec polski, mam ważniejsze rzeczy na głowie…
Ciągle miał w pamięci ostatnią kłótnię, po której opuścił dom i nie widywał się z rodzicami i bratem do tej pory. A było to 2 lata temu. Nie mówili nic, wiadomo było że ich stosunki rodzinne nie należały do przykładnych.
- No więc ok., jedźmy do twojej matki. - oznajmił w końcu Radek i ustawił GPS na dom rodzinny Leny.
- Co to ma być…?
- Co się stało?
- GPS wariuje… pokazuje 20 razy więcej satelit niż powinien…
Lena nie miała pojęcia o czym Radek mówi, więc ten widząc jej zmarszczone czoło pospieszył z wytłumaczeniem:
- Nie wiem co to oznacza… ale jeśli uaktywnienie większej liczby sztucznych satelit krążących po orbicie jest powiązane z tym czymś co przed chwilą zabiliśmy, to pewnie okaże się że jest to grubsza sprawa niż się spodziewa…
- Radek, uważaj!
Niespodziewanie przed ich samochodem wybiegła z lasu jakaś kreatura, kształtem przypominająca wilka. Nie mając ani sekundy na reakcję, Radek staranował zwierzę i próbował uratować pojazd od zbytniego poślizgu, co mu się nie do końca udało, bowiem wylądowali na polanie po przeciwnej stronie ulicy, obracając się kilkakrotnie w miejscu.
Po chwili, gdy kurz opadł, Radek zdecydował przerwać milczenie.
- Lena, nic ci nie jest?
Spojrzeli na siebie. Oboje mogli służyć za przykład dlaczego powinno się zawsze zapinać pasy, byli bowiem wręcz w idealnym stanie, nie licząc tego, że siedzieli wyraźnie przerażeni tym co się właśnie stało.
- Kotku, cieszę się że nic ci się nie stało… - Radek odetchnął wyraźnie z ulgą. Rozpiął pasy i przytulił Lenę. - Pójdę zobaczyć co z tym zwierzęciem.
- Ani mi się waż! – oznajmiła dziewczyna. – Już raz cię prawie straciłam. Nigdzie nie idziesz. Wilk czy cokolwiek to było, na pewno jest szybsze i sprytniejsze od jakiegoś tam pokracznego zombiaka, który ledwo stał na nogach. Nie ma mowy. Odpalaj auto. Jedziemy, i to już.
Stanowczość Leny sprawiła, że Radek spuścił wzrok i uśmiechnął się nieznacznie.
- Masz rację… - oznajmił podnosząc wzrok na dziewczynę. Mimo wypowiedzianych słów była wyraźnie zmartwiona. – Jedziemy. Iiii… dziękuje
Lena uśmiechnęła się. Odpięła pasy i pocałowała chłopaka w policzek. Patrzyli na siebie jeszcze przez chwilę, następnie Radek odpalił silnik i wyjechał z polany na skraj drogi. Popatrzył chwilę na miejsce stłuczki. Wzdrygnął się, gdy przez moment wydawało mu się że obserwuje go para żółtych oczu, lecz natychmiast po tym wyjechał na drogę, z dala od miejsca wypadku.
- Też je widziałeś, prawda? – Zagadnęła Lena. – uwierz mi, cokolwiek to jest, najbardziej na świecie chciałoby ci teraz wyszarpać gardło. Po prostu… boję się kotku. Więc, tym razem, ucieknijmy od tego, dobrze? To nie jest warte naszego czasu, co dopiero życia…
- Dobrze skarbie. Będziemy uważać od teraz. Dużo dziwnych rzeczy się dzieje… facet zamieniony w zombiepodobne coś, wilczur biegający bez potrzeby w te i wewte… mam nadzieję, że limit pecha wyczerpaliśmy na dziś i resztę nocy spędzimy w twojej starej sypialni, w spokoju, uznając że ten wieczór był po prostu jednym wielkim złym snem… A właśnie, może uprzedź swoich znajomych, że jednak nie przyjedziemy?
- Dobry pomysł. – Powiedziała Lena, po czym wyciągnęła telefon i wybrała numer do znajomej. Zdziwiła się jednak faktem, że w szczerym polu zasięg jej telefonu był wręcz idealny. Znajoma jednak nie odbierała… dziewczyna zmarszczyła czoło i już miała wybierać kolejny numer znajomego, gdy nagle poczuła, że samochód zwalnia.
- Radek czemu zwalniamy?
Nie odpowiedział tylko pokazał palcem na stojący naprzeciwko patrol policji. Lena opadła bezwładnie na fotel pasażera.
- Czy coś się jeszcze może spieprzyć? Jak wytłumaczymy to że mamy wgnieciony przód samochodu? – wybuchnęła po chwili.
- Spokojnie, Lena.. powiemy prawdę. Wpadliśmy na jakieś zwierzę, nie wiedzieliśmy co to jest, baliśmy się wyjść z auta, po chwili odjechaliśmy. Co w tym złego? Ja się bardziej boję, czy ci policjanci to naprawdę policjanci…
- Fakt… masz rację. W każdym razie… zachowujemy się tak jak zawsze?
- Taak, dokładnie, nic się nie stanie… ale dla pewności, sprawdź pod fotelem czy masz w wystarczającym zasięgu swoją broń. Wiesz, musimy, się ubezpieczać, tak na wszelki wypadek…
Lena dyskretnie sięgnęła pod fotel i sprawdziła położenie swojego pistoletu. Wyczuła go dobrze, jej Rewolwer kalibru .44 czekał na nią pod siedzeniem. Nie wyjmowała go jednak, bowiem policjant dał im znak do zatrzymania pojazdu. Stanęli na poboczu, Radek opuścił szybę kierowcy by przywitać policjanta.
- Dzień dobry, starszy aspirant, Paweł Kaczmarek, mógłbym prosić o prawo jazdy, dowód rejestracyjny i ubezpieczenie samochodu?
Lena sięgnęła do schowka i podała Radkowi dokumenty, które to przekazał on funkcjonariuszowi.
- Skąd ta zaschnięta krew na pańskiej ręce? – Zapytał policjant podczas odbioru dokumentów. Radek z Leną zamarli. Wiedzieli dobrze, że była to krew która należała do zombie którego zabili nieco ponad godzinę temu. Policjant zmarszczył czoło i popatrzył na parę. Żeby uratować sytuację, Radek cichym głosem powiedział największą głupotę która mu w tej chwili przyszła na myśl…
- Moja dziewczyna… ma okres.
Lena spojrzała z oburzeniem na swojego faceta, on sam zawiesił wzrok, policjant natomiast stał w szoku przed nimi. Po czym wybuchnął śmiechem.
- Hahaha, okej, okej, niech wam będzie… proszę poczekać chwilę, wypiszemy protokół i oddamy dokumenty.
Lena obdarzyła Radka morderczym spojrzeniem i odwróciła się od niego.
- Zabiję cię. Niech tylko odjedziemy wystarczająco daleko…
- Aleee…
- Żadnego ale! Pfff…
I prawdopodobnie ciągnęli by to w nieskończoność, gdyby nie policjant, który znowu podszedł do okna.
- Mógłby pan wyjść z samochodu?
Radek spełnił polecenie bez zbędnego gadania. Wiedział co się szykuję i bał się tego, co zaraz usłyszy. Policjant zaprowadził go na przód samochodu. Chłopak w momencie zamarł. Na przodzie jego Forda nie było ani śladu wgniecenia. Przód był dokładnie taki sam, jak przed wyjazdem…
- A więc jak pan widzi… lewe światło panu siada. To nie jest wykroczenie, jednakże zalecałbym wymianę jak najszybciej to tylko możliwe… pan mnie słucha?
- Coo…yyy..taaak, oczywiście, światło wymienić, zrobimy to przy najbliższej okazji. – odparł Radek blady jak ściana.
- A więc dobrze. Ma pan dokumenty i życzymy szerokiej drogi. – policjant oddał dokumenty Radkowi i odszedł w kierunku swojego radiowozu. Radek stał przez sekundę zdębiały, po czym wrócił do samochodu, zamknął drzwi i zapiął pasy. Lena siedziała dalej obrażona na Radka, lecz zauważyła że jej chłopak wygląda jakby ktoś właśnie wyssał z niego połowę energii życiowej.
- Co ci?
- Lena… nie wiem jak ci to powiedzieć, ale…
- No?
Radek wziął głęboki oddech i spojrzał jej w oczy.
- Nie wiem jak, ale… nie ma śladu po zderzeniu.
Lena otworzyła usta ze zdziwienia.
- Ale… jak to?
- A skąd mam wiedzieć? Nie wiem co tu się do cholery wyprawia ale ja mam dość. Jedziemy.
Podał dokumenty Lenie, ta wrzuciła je do schowka. Zapięli pasy i ruszyli.
- Powtórz to jeszcze raz, bo chyba się przesłyszałam. – Powiedziała dziewczyna patrząc tępo przed siebie
- Podeszliśmy do przodu auta, a w miejscu w którym przywaliłem w tego pieprzonego wilka czy co to tam było nie było zupełnie nic.. przód wyglądał dokładnie tak jak wtedy, kiedy ubiliśmy to cholerne zombie… Cokolwiek tu się kurwa dzieje, mam nadzieję że skończy się jak najszybciej.
Siedział wyraźnie poirytowany. Jechali w milczeniu, nie włączali nawet radia, co było u nich dziwne, bowiem nie było do tej pory dłuższej podróży bez Highway to hell. Dzisiaj jednak wszystko się posypało, ta noc była dla nich fatalna. Kiedy w końcu wyjechali na znajome drogi miasteczka, odetchnęli z ulgą. Brama wjazdowa do posesji rodziny Leny była otwarta, więc skorzystali z niej i zaparkowali na placu.
- A więc jesteśmy… Lena, bierz broń i wchodzimy.
Dziewczyna zamarła zdziwiona.
- Broń? Czyśty zwariował? Będziemy paradować koło mojej matki z pistoletami przy sobie?
- Lena… to już nie jest żadna gra, naprawdę dziwne rzeczy dzieją się wokół i szczerze mówiąc, wolę żeby twoja matka się na mnie obraziła że każe ci nosić broń, niż żeby jej głowa została odgryziona przez jakieś zombie bo ty nie chciałaś się tłumaczyć. Zresztą, ukryjemy ją i nie będzie widać.
- No… dobra. Idziemy
Wyszli z samochodu, skutecznie kamuflując broń. Podeszli do drzwi frontowych i zapukali, jednakże, bez odzewu.
- Co teraz? Masz klucze? – Zapytał Radek.
- Jak zawsze. – Odparła Lena i otworzyła drzwi kluczami.
- Wieeesz co… nie ryzykujmy. – Radek wyjął broń. To samo zrobiła Lena, po czym weszli do środka. W mieszkaniu było ciemno, widać że było ono opuszczone i nie było w nim nikogo. Radek włączył światło i oboje przeszli się po dolnych pomieszczeniach uważnie obserwując każdy zakątek. Jednakże nie zauważyli niczego szczególnego, więc udali się na pierwsze piętro. Skręcili w kierunku salonu i zamarli. Na stole leżała strzelba samopowtarzalna M1014, Karabin M4A1, kilka pudełek z amunicją i jakaś kartka. Lena podeszła do stołu, wzięła kartkę i zaczęła czytać na głos:


Droga Leno!
Jeżeli to czytasz oznacza to że jesteś mądrą siostrą i przyjechałaś do domu. Słyszeliśmy, że dziwne rzeczy dzieją się w całej Polsce i postanowiliśmy to osobiście sprawdzić. Wyjechałem z matką i Kaśką na kilka dni, być może tygodni, by sprawdzić, czy wszystko u naszych znajomych, rodziny jest w jak najlepszym porządku. Prawdopodobnie jak to czytasz jesteśmy u Magdy – bo tam się udaliśmy w pierwszej kolejności. Nie martw się o nas, mamy pokaźny arsenał, nie ma takiego skurwysyna, którego byśmy nim nie ubili. Zostawiliśmy wam dla pewności dwie nasze zabawki, bawcie się dobrze.
Pozdro!
PS: powiedz Radkowi że jak dym ucichnie ma mi oddać moją grę.


Stali przez chwilę nieruchomo, jednakże po chwili odetchnęli z ulgą.
- A więc wszystko ok… chwała bogu.
Radek podszedł do stołu i złapał strzelbę w dłoń. Uśmiechnął się i powiedział:
- Jesteśmy bezpieczni, ktokolwiek będzie chciał nas dotknąć zostanie pozbawiony wszelkiego mięsa z ciała. Uwielbiam tą broń.
Lena wybuchnęła śmiechem
- Co ci?
- Nic, nic… po prostu się cieszę. Mimo wszystko, rzeczy jednak układają się po naszej myśli.
Radek nic nie powiedział, tylko odłożył broń, objął Lenę, przytulił do siebie i pocałował w czoło. Stali tak jeszcze przez chwilę, po czym Radek powiedział:
- Kotku, zostaniemy tu na noc dobrze? Nigdzie nam się nie spieszy, możemy jutro z rana odwiedzić Magdę.
- Dobrze kochany.. To idź zamknąć dom a ja wstawię coś na kolację, ok.?
- Mhmm…
Pocałował swoją wybrankę jeszcze raz w czoło, nosek a następnie w usta i wyszedł z domu. Na placu było ciemno i pusto, tak, że przez moment żałował, że nie wziął latarki. Nic się jednak nie wydarzyło, więc spokojnie zamknął bramę wjazdową, wrócił do domu i dokładnie zaryglował drzwi. Poszedł na piętro i zwrócił się do salonu, gdzie czekała na niego kolacja i dziewczyna, siedząca na sofie obok stołu, oglądająca telewizję.
- Dobrze, że nic nie ma o zombie… może nie jest tak źle w końcu? – zagadała dziewczyna widząc że jej chłopak zbliża się do niej.
- Oby, oby… mam nadzieję że to wszystko to jeden wielki głupi sen. – odparł Radek po czym usiadł za dziewczyną, tak, by mogła się na nim oprzeć. Podała mu kanapkę którą zjadł szybko i tak leżeli oparci o siebie. Po chwili Lena obróciła się i patrząc swojemu chłopakowi w oczy powiedziała:
- Radek, obiecaj mi coś… dobrze?
- O co chodzi kotku? – odpowiedział Radek głaszcząc jej włosy
- Obiecaj mi… że nigdy mnie nie opuścisz… nigdy przenigdy… cokolwiek by się nie stało, dobrze?
Radek złapał dziewczynę za pachy i przysunął tak, że ich nosy stykał się ze sobą. Patrząc jej w oczy powiedział:
- Obiecuje skarbie. Nigdy cię nie opuszczę, rozdzieli nas tylko śmierć. A to i tak na krótką, chwilę, bo gdziekolwiek nie wylądujemy, będziemy ze sobą prawda?
Lena uśmiechnęła się i jej oczy puściły łezkę szczęścia. Szczęścia, które dzieliła z tym facetem, w którego ramionach teraz spoczywała. Radek opuścił ją i przytulił do serca…

Rozdział III


- Dzień dobry, kochanie.
Radek obudził się. Na początku nie widział nic, poza ciałem swojej dziewczyny do którego był wtulony. Powoli podniósł wzrok i zobaczył swoją dziewczynę, pięknie uśmiechająca się do niego.
- Cześć kochanie.
Powiedział po czym wdrapał się na swoją wybrankę i pocałował ją w policzek. Lena odwzajemniła pocałunek i musnęła ustami nosek swojego chłopaka. Patrzyli na siebie przez chwilę, po czym Radek zaczął delikatnie całować dziewczynę w usta. Po chwili miziania się wstali z łóżka, ubrali się i zabrali za porządki, po czym oboje udali się pod prysznic.

Po wszystkim zebrali się w salonie. Lena przygotowywała mały prowiant a Radek beznamiętnie patrzył się na bronie pozostawione przez brata jego dziewczyny.
- Lena… gdzie teraz jedziemy?
Dziewczyna wyszła z kuchni niosąc pełny talerz kanapek i kilka na drogę w foliowej reklamówce. Usiadła obok chłopaka, który natychmiast porwał jedną kanapkę i zaczął ją jeść.
- Hmm.. Może lepiej to zgłosić do najbliższego posterunku policji w większym mieście w pobliżu, a potem dopiero odwiedzić Magdę?
-Ufffaszm ze fo shwetny phomyshł. – Odpowiedział Radek z pełnymi ustami. Lena spojrzała surowym wzrokiem na swojego chłopaka, po czym wybuchnęła śmiechem.
- Nie uczyli cię, żeby nie mówić z pełnymi ustami? – Powiedziała jego dziewczyna żartobliwym tonem.
- Uczyli ale coś im nie wyszło. W każdym razie, skoro wiemy gdzie jechać, pozostaje kwestia…
Tu Radek wskazał na bronie. Siedzieli chwilę w milczeniu po czym po kilku sekundach powiedzieli jednocześnie:
- Ja chce karabin!
Spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem. Śmiali się jeszcze przez kilka minut po czym Radek powiedział:
- Okej, okej… bierz karabin, do twarzy ci z nim.
Dziewczyna uśmiechnięta podeszła do stołu i zarzuciła karabin na ramię. To samo zrobił jej chłopak ze strzelbą. Zaczęli zbierać naboje w milczeniu.
- Radek… pada.
Zauważyła Lenaa po dłuższej chwili. Radek spojrzał w stronę okna. Rzeczywiście, niebo poczerniało i widać było deszcz padający prosto z chmur. Nie przejął się tym i kontynuował zbieranie naboi.
- Zapowiadali deszcz, nic specjalnego. Nie martw się kochanie, deszcz nie oznacza jeszcze końca świata.
Lena uśmiechnęła się i podeszła się wtulić do chłopaka. Radek odwrócił się, złapał ją za głowę i przytulił do serca.
- Wszystko będzie w porządku, no.
Powiedział po czym pocałował dziewczynę w czoło. Lena spojrzała na niego po czym nic nie mówiąc udała się w kierunku wyjścia.
- No to chodźmy. Nie mamy czasu do stracenia. Niech ten koszmar się już skończy, chce wrócić do normalnego życia, w którym naszym jedynym zmartwieniem było to, jaki film oglądamy w następnej kolejności.
- Albo kłócenie się o to że powinienem przejść na dietę i przestać tyle żreć.
- Bo powinieneś. Idziemy.
Bojowniczy nastrój Leny wyraźnie spodobał się jej chłopakowi. Wyszli więc na zewnątrz. Deszcz lał niemiłosiernie, w mgnieniu oka zrobiły się kałuże. Przechadzając się po błotnistym placu doszli w końcu do auta.
- Radek… uważaj… coś jest nie tak.
Chcąc wejść do samochodu chłopak rozejrzał się, wytężając swój wzrok w deszczu. Lena natychmiast znalazła się za jego plecami.
- O cholera.
Zamknął on drzwi auta i popatrzył w kierunku bramy. Załadował nabój swojej strzelby. Zdezorientowana Lena nie wiedziała co robić i co się dzieje.
- Trzymaj się za moimi plecami i miej skurwysyna na muszce.
Dopiero teraz zauważyła wielką bestię mającą wygląd przerośniętego wilka i przerażające żółte oczy. Zapiszczała z przerażenia, ale dzielnie uniosła swoją broń trzęsącymi się ze strachu rękami.
- Okej… zmiana planów. Osłaniaj mnie, podczas gdy ja podejdę do tej bestii i spróbuję rozpierdolić jej ten parchaty łeb.
- Ale…
- Żadnego ale! Nie mamy innego wy…
W tym momencie bestia zawyła przeraźliwie i zaczęła biec w stronę Radka. Nie mając w głowie żadnego planu, wystrzelił w kierunku poczwary, co ją tylko rozjuszyło, bowiem była za daleko żeby ustrzelić ją ze strzelby. To było jednak zamierzone. Radek skupił uwagę monstra na sobie, po czym zaczął uciekać, oddalając się wraz z nim od Leny, która stała jak wryta przy samochodzie, zaciskając swoje trzęsące się ręce na broni. Chłopak próbował przeładować broń podczas biegu, jednakże potknął się na kałuży i zarył głową w ziemię. Zdążył się odwrócić w ostatniej chwili bowiem bestia rzuciła się na niego próbując odgryźć mu głowę. Tym razem miał sporo szczęścia. Instynktownie wepchał bestii kolbę karabinu w pysk. Piana z ryła bestii toczyła się prosto na jego twarz, prawie stykając się nosami patrzyli sobie w oczy. Jej żółte oczy przepełnione były rządzą mordu. Radek powoli opadał z wycieńczenia, bowiem siła tej piekielnej bestii była zatrważająca. Będąc wymęczony wydukał:
- Leenaaa.. uciee..
Nie skończył tego zdania. Seria pocisków z karabinu M4 ugrzęzła w ciele bestii. Kątem oka widział, jak jego dziewczyna ładuje z zimną krwią cały magazynek w bestię. W końcu żelazne szczęki zwalniają uścisk na kolbie strzelby i bestia, która została podziurawiona jak sito, pada na chłopaka. Po chwili Radek zrzuciwszy bestię z siebie, wstał, przeładował broń i wsadzając poczwarze lufę do głowy, pociągnął za spust. Kawałki mięsa z twarzy rozbryzgały się wszędzie. Dysząc ciężko upuścił broń. Ciężkim krokiem podszedł do dziewczyny i ją przytulił. Jego tors miał liczne zadrapania po pazurach bestii, lała się z niego krew i pot. Jednakże to nie było dla niego w tej chwili takie ważne. Najważniejsze było to, że mógł teraz przytulić tą osobę, którą kochał – całą i zdrową.
- Radek… kretynie mogłeś zginąć! – wybuchnęła po chwili jego dziewczyna ze łzami w oczach.
- Nie mogłem… nie, mając taką wspaniałą dziewczynę u boku.
- Debil! – Odparła Lena płacząc już na dobre w jego ramionach. Radek nic nie mówił tylko przytulał swoją dziewczynę do siebie. Po chwili dziewczyna spojrzała w oczy swojemu chłopakowi i wybąkała:
- Dziękuje… skarbie, bardzo boli?
- To ja dziękuje skarbie. Nawet nie boli… takie tam tylko, zadrapania.
Lena przyjrzała się jego torsowi, z którego zdarto ubranie i mocno przecięto, sprawiając, że krew ściekała z niego.
- Nie patrz się tak na mnie, to nic takiego naprawdę. Zabandażujemy i będzie po sprawie.
Jak powiedzieli tak zrobili. Radek wziął broń i udał się do Leny, która czekała na niego z apteczką. Zabandażowała go po czym oboje udali się w kierunku bramy. Jednakże po przejściu kilku kroków chłopak zamarł w miejscu. Odwrócił się i spojrzał na swój samochód. Jego przód był wgnieciony, grill był połamany, a znaczek Forda ledwo trzymający się na swoim miejscu.
- Jeszcze wczoraj mógłbym przysiąść na naszą miłość że wszystko było w porządku. Co tu się cholera dzieje?!
- Nie wiem Radek… nie chcę wiedzieć. Zmywajmy się stąd. Chce żeby to się skończyło…
- Masz rację.
Pobiegli otworzyć bramę, po czym wrócili do auta. Odpalili je po czym wyruszyli z miejsca tak szybko jak tylko byli w stanie… Będąc już na drodze Lena spytała:
- Radek…
- Tak?
- Uda nam się…?
- Na pewno… mamy siebie przecież. Musi nam się udać.
Lena pocałowała w policzek Radka po czym wróciła na swoje miejsce nic już nie mówiąc.

Rozdział IV


Jechali w milczeniu. Wycieraczki cicho zgarniały krople deszczu, silnik lekko pomrukiwał. Na drodze do miasta nie wydarzyło się już nic szczególnego.
- Radek… musimy gdzieś przystanąć, żeby zmienić ci bandaże. Przeciekasz.
Rzeczywiście, bandaże chłopaka były nasączone krwią i powoli ściekała z nich krew.
- To jak już dojedziemy do miasta, nie rozdrabniajmy się tutaj, są ważniejsze rzeczy.
- Ale...
- Żadnego ale, nic mi się nie stanie. Jedziemy.
Nie mówiąc nic więcej, jechali dalej w kierunku miasta. Deszcz nie ustawał, na drogach robiły się kałuże, przez które przejeżdżali rozbryzgując wodę na boki. Po dłuższej chwili zza horyzontu wyłonił się obraz miasta. Kiedy wjechali w pierwszą uliczkę, nie mogli uwierzyć w to co zobaczyli. Ulice pełne były brudu ze śmietnika, wszędzie widać było zniszczone i porzucone samochody, okna w sklepach były powybijane, gdzieniegdzie było widać palące się śmieci. Oboje byli w szoku i zatrzymali samochód. Patrzyli się tępo przed siebie przez chwile, kiedy to zdecydowali się przerwać milczenie i oboje otworzyli usta, stacja benzynowa po przeciwnej stronie ulicy wybuchła z głośnym hukiem. Radek instynktownie wrzucił wsteczny bieg i oddalił się od miejsca wybuchu, zmieniając kierunek jazdy. Wtedy ich oczom ukazał się przerażający widok. Było widać z oddali jak horda zombie zmierzała prosto w ich kierunku.
- Co to do cholery jest?! – wykrzyknął chłopak. Lena skuliła się na siedzeniu i przerażonym głosem powiedziała:
- Nie wiem Radek, uciekajmy stąd szybko.
- Ale… musimy jechać przez nich…
- Jaak to?
Lena wstała i rozejrzała się wystraszona. Było to prawdą, bowiem wszystkie drogi były nieprzejezdne… wybuchł spowodował całkiem duże zniszczenia.
- O… mój boże…
- Trudno. Staranujemy skurwysynów. Trzymaj się mocno.
Jak powiedział tak zrobił. Wcisnął gaz do podłogi i ruszył wprost w hordę zombie. Przyspieszając jak najszybciej tylko jego samochód potrafił zderzył się z pierwszym umarlakiem. Siła uderzenia wyrzuciła zdechlaka na bok, jednakże za nim pojawiło się kilka kolejnych. Mknęli przez nich niczym lodołamacz, wgniatając maskę samochodu i rozbryzgując krew po całej szybie auta. W końcu przebili się przez hordę zombiaków i odjechali kawałek dalej, na pusty teren.
- Gdzie teraz jedziemy? – Zapytała zrozpaczonym głosem Lena
- Myślę że najrozsądniej będzie się udać na posterunek policji… – powiedział beznamiętnie Radek, tracąc powoli nadzieje. Minęli kilka pustych uliczek tego apokaliptycznego widoku, na szczęście nie zatrzymało ich już nic. Skręcili w drogę prowadząca do posterunku. Ku ich zaskoczeniu przy posterunku nie było nikogo ani niczego, żadnego radiowozu, czy żywej duszy. Zaparkowali swojego Forda obok drzwi wejściowych i pobiegli zapukać do drzwi. Pukali, dzwonili lecz nikt nie otwierał.
- Otwierać! Cholera jasna! Są tu żywi ludzie! – Krzyczał Radek w kierunku drzwi. Bezskutecznie. Albo nikogo nie było, albo ktokolwiek kto tam był, nie raczył im pomóc.
- Skurwiele. – Odparł Radek kopiąc w drzwi. – wyważymy je?
- To będzie bez sensu… co zrobimy jak tam się dostaniemy, jak zabarykadujemy?
- Ale coś musimy zro…
Radek spojrzał za siebie. Znikąd pojawiła się horda zombiaków zmierzająca do pary.
- Do auta, uciekamy!
Wbiegli do samochodu jak najszybciej tylko potrafili. Radek od razu włożył kluczyk i przekręcił. Silnik tylko zakasłał i zdechł momentalnie.
- No co jest, RUSZAJ! – wrzasnął w kierunku auta, bijąc rękami w kierownicę. Zombie niebezpiecznie oblazły auto próbując dostać się do prawdopodobnie ostatnich żywych ludzi w okolicy. Chłopak przekręcił kluczyk jeszcze raz, z tym samym efektem.
- Radek… - powiedziała Lena. – Mieliśmy zatankować…
- Fakt... brakło pieprzonego paliwa. Cholera jasna!
Zombie oblazły auto z każdej strony. Nie pozostawiło im to zbyt wielkiego wyboru…
- Wychodzimy.
Radek przyłożył lufę swojej strzelby do bocznej szyby i pociągnął za spust. Siła pocisku odrzuciła zombie stojące bezpośrednio przy drzwiach auta do tyłu, robiąc drogę do wyjścia. Radek złapał wpół Lenę i wyważył drzwi. Wyszli na zewnątrz i Radek ciągle trzymając swoją dziewczynę wrzucił ją na dach samochodu, sam wspinając się za nią. Wstali. Ich oczom ukazał się przerażający widok. Setki, jeśli nie tysiące zombiaków podążały w ich kierunku. Wszystkie tak samo paskudne jak ich pierwszy zabity, wszystkie tak samo żądne krwi. Zaczęły się powoli wspinać na auto. Wiedzieli że to jest koniec…
- Lena… wiesz że to się może źle skończyć…
- Wiem skarbie… - Odparła dziewczyna ze łzami w oczach. Stała za plecami swojego chłopaka i oddała strzał w pierwsze zombie, które wspięło się na samochód. Zombiak padł, ale w jego miejsce pojawił się kolejny.
- Leńko… wiedz… że cię zawsze kochałem i będę kochać. Nieważne co się stanie, nie ważne co zrobimy, zawsze jesteś dla mnie najważniejsza. I wiem, że tu prawdopodobnie skończymy nasz żywot. Ale… obiecuje ci. W tym drugim, lepszym świecie, znajdę cię i kontynuujemy to, co zaczęliśmy tutaj, na ziemi. – Powiedział chłopak ze łzami w oczach. Lena nie odpowiedziała, tylko cicho szlochała zabijając kolejne zombiaki.
- A teraz… zabijmy wszystko co daje oznaki życia. Może jeszcze nam się uda.
Powiedział po czym wystrzelił w grupkę trzech zombie, zabijając je wszystkie. Niestety w ich miejsce pojawiły się kolejne. Kontynuowali ostrzał jeszcze przez chwilę, trzymając się ze sobą i cicho szlochając, tak długo jak im starczyło amunicji…
- Radek… - powiedziała po chwili Lena. – nie mam już amunicji.
- Ani ja… - powiedział Radek. Wyrzucił on broń i złapał swoją dziewczynę w swoje mocne ramiona.
- Kocham cię skarbie… - powiedział ze łzami w oczach. Czuł jak jego nogę ciągną zombiaki.
- Ja ciebie też kochanie… - Powiedziała Lena obejmując swojego chłopaka w pół i głośno szlochając w jego ramionach. Zombiaki rozerwały parę ciągnąc ich w przeciwnych kierunkach, jednak oni nadal mocno trzymali się za ręce aż do końca swego życia… umierając, patrzyli sobie w oczy i to był ich ostatni widok w tym życiu.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz