środa, 23 czerwca 2010

Skate 3

Patrząc na siebie jako gracz nie potrafię siebie zakwalifikować do żadnej z dominujących grup graczy rozsianych po świecie. Żaden ze mnie pro wymiatacz, który zjadł gałki na Veteranie w CoDzie, ale i też nie lama, która potrafi przegrać w PESie prowadząc 3 bramkami. Ot, oryginalny gracz, nie wyróżniający się z tłumu. Ale jedno powiedzieć mogę na pewno: jestem graczem starej szkoły. Wściekam się na samoprzechodzące się gry, denerwuje mnie ich długość, która w skrajnych przypadkach może wynieść nawet i 1 dzień. Oraz nie gram online. To po prostu nie jest dla mnie, każde MMO odpadało u mnie po +/- 40godzinach, najdłuższy epizod zaliczyłem z FPSami zaliczyłem chyba w ET (PC) i Halo3(X360), o reszcie gatunków nie wspominając. No dobra, ale przyznać muszę: Halo 3 na multi rządzi (ale o tym już pisałem >Klik< ) ,powiem więcej: grałbym dalej gdyby nie jedno „ale”... Xbox LIVE. Brak oficjalnego supportu dla Polski, bulić niemałe pieniądze za dostęp? Niestety, to nie dla mnie... A na moje nieszczęście z roku na rok przybywa nam tytułów, które z wierzchu aż się proszą o solidny scenariusz, dawkę adrenaliny i chęci skończenia „jeszcze jednej misji”, a w środku zawierają zero fabuły, czy jakiegokolwiek sensu pomiędzy kolejnymi czynnościami, i mega wypasiony tryb multiplayer, po sieci ma się rozumieć. Jaki jest tego sens? Dla mnie – żaden, dla developerów są to dodatkowe miliony USD na koncie i zero zawrotów głowy przy tworzeniu sequeli...
Taką grą jest właśnie Skate3. Po demku same superlatywy cisnęły się na usta, myślałem że EA zwieńczy pięknie trylogię, a tu przysłowiowa dupa. Chociaż, o ironio, gra się nadal dobrze. No ale może po kolei.
Zapomnijcie o San Veneloa. W trójce mamy do dyspozycji całkiem nowe miasto, a dokładniej zbiór dzielnic płynnie połączonych w jedną całość. Brzmi dobrze? W rzeczywistości jest jeszcze lepiej, ponieważ plansze po jakich nam przyjdzie śmigać są ogromne i co najważniejsze każdy metr kwadratowy został maksymalnie dopieszczony przez developerów. I jeździ się po nich naprawdę świetnie. Już demo zawierało wystarczający kawałek ziemi do przeorania, nie duży, a ciekawy. Wystarczyła odrobina wyobraźni, żeby cały limit czasu uciekł niespodziewanie. W pełnej wersji po prostu jedziemy przed siebie, czasem zatrzymując się na dłuższą chwilę przed jakimś spotem... i tak przez kolejne 3 godziny. Nowe miasto wciąga i widać, że było robione z pasją. Tutaj ogromny plus dla developerów. Ale, niestety w moim przekonaniu jeden z nielicznych, przynajmniej w kwestii Gameplayu. Do nich można zaliczyć jeszcze dwie rzeczy, a mianowicie nowe triki i płynność rozgrywki.
W kwestii tricków dodane zostały darkcatche: czyli łapanie deski w locie truckami do góry. Jaki jest tego sens? Oprócz efektownej gleby na ryj, można wykonać Darkslide: czyli ślizg po rurce truckami do góry, wymyślony „oczywiście” przez samego Rodneya Mullena. Pozatym mamy underflipy, czyli kopnięcie deski w locie jeszcze raz, po udanym flipie. To by było na tyle w kwestii użycia prawej gałki. A co z płynnością rozgrywki? Gdybym powiedział, że jest lepiej, skłamałbym. Jest O WIELE lepiej. Zero dropów, spadków FPS czy wszystkiego tego, co przeszkadzało w Skate2. Na dodatek mamy 60 FPS. Czegóż chcieć więcej? Widok jak deck klei się do nóg po zajebiście trudnej kombinacji w trudnym terenie, w tak wspaniałej animacji przy mega płynnej grafice naprawdę zapiera dech w piersiach.
Zapomniałbym o jeszcze jednym aspekcie. Mianowicie: złażenie z dechy. W Skate2 to było jakieś nieporozumienie: człowiek chodzący o kulach, mający 70lat poruszał się zwinniej i szybciej od naszego skejta. Ustawianie obiektów to była masakra, pamiętam jak jeszcze za czasów demka „dwójki” połowę czasu straciłem na ustawianiu swojego spotu. Tutaj już tego nie ma, nasz grajek porusza się szybko i zwinnie niczym polski skejt spierdalający przed bandą dresów. A i nawet potrafi zrobić użytek z deski: wystarczy podejść do takiego delikwenta i wcisnąć RB/R1 aby dać mu posmakować trochę trucków. Al.’dente. Pozatym samo ustawianie przedmiotów to już nie jest taka męczarnia… chyba. O ile w każdym momencie gry mamy dostęp do podręcznej „spawnarki” obiektów typu: rampa, kosz na śmieci, bramka do nogi, piłka plażowa, tak jej użycie jest ograniczone w pewnym zakresie. Więc chcąc nie chcąc musimy ogarnąć „stary” model przeciągania przedmiotów z „nowym” spawnerem. Ale jeśli nie robimy akurat nic ambitnego tylko „od tak” chcemy sobie posadzić rampę przy zjeździe z górki pasuje jak ulał. Ograniczony zakres ruchu nie dotyczy wbudowanego edytora skateparków, jest on bardzo zbliżony do tego znanego z serii Tony Hawk, więc nie ma sensu się dłużej nad nim rozpisywać.
No ok., ale co z negatywnymi aspektami gry? Tu można praktycznie streścić wszystko, dosłownie WSZYSTKO, w jednym słowie: N U D A . Photo dla Thrashera? Było. Video dla sponsora? Było. Zawody w Hall Of Meat? Było, było, było. Wszystko było. Dostaliśmy tylko JEDEN nowy tryb… chyba twórcy wyznają 4chanowską zasadę „fur teh lulz”, bo inaczej tego jakże zacnego dodatku określić nie potrafię. Chodzi o sklonowanie trybu HORSE z serii TH. Powiem tyle więcej, że gramy do 3 zwycięstw… bo i tyle możemy ogarnąć miejscówek. Żenada. Co jeszcze? Dostaliśmy nowych grajków komputerowych do własnego teamu. Aha, zapomniałem wspomnieć. W grze, powiedzmy, chodzi o zbudowanie skejtowego imperium poprzez sprzedaż desek, którą nakręcamy poprzez wykonywanie zadań. Tak, piszę to z psiego obowiązku, ponieważ głupszej demotywacji do grania w cokolwiek nie miałem od dawna. Co do grajków, to bardziej oni przeszkadzają niż pomagają. Na przykład kiedy chcemy zaliczyć turniej w jednej miejscówce, to musimy harować za dwóch, bo nasz partner albo kuleje na vercie, albo w streecie. Albo w obu. Wtedy wygranie takiej konkurencji graniczy z cudem, nie mówiąc już o ownieniu ich… Jest jeszcze sprawa DeathRace. Jest jeden mega epicki wyścig, który uznałem oficjalnie za jedynego żyjącego rozbitka ze statku FAILi jakim jest Skate3, w którym ścigają się 2 drużyny po 3 osoby przy dość epickich prędkościach, gdzie można wygrać: a)cudem, b)fartem, c)rozbijając każdego po drodze. No ale… nawet jeśli przejedziemy ten wyścig w czasie niżej niż potrzeba na zaliczenie go, a nie będziemy mieć odpowiedniej ilości punktów jako grupa, gra nam nie zaliczy zwycięstwa. No ok., spoko tak może być przez sieć czy Budda jeszcze wie jak… ale kurwa nie offline, gdzie naprawdę przez debilne AI pierdolimy się z jednym wyzwaniem przez godzinę, by pod koniec przegrać o ułamki sekund… przez naszych niedorozwiniętych kompanów. Ta gra naprawdę daje wiele powodów do frustracji.
Jeśli macie graczy- znajomych, a zakładam, że tak, w końcu cały czas wchodzicie na mojego bloga z zapytaniem o jedną z najlepszych bijatyk do Party Game ever, Def Jam FFNY, na pewno będzie sfrustrowani tym co teraz powiem. Otóż, jakiś wyższej rangi pracownik EA w drodze do komputera potknął się na pozostawionym bezpańsko CeDeku i wyrżnął głową o kant biurka. Efekt mamy następujący: Nie ma Party Play w Skate3. Gorycz, rozczarowanie, frustracja, niedowierzanie, to tylko wierzchołek góry lodowej moich odczuć po uświadomieniu sobie tego faktu. Kumpel, który swój egzemplarz gry nabył tydzień przede mną, próbował bezskutecznie uświadomić mi ten fakt. Uwierzyłem dopiero kiedy sam zacząłem kombinować z 3 padami i przełączaniem profilów. Tak durnej decyzji nie podjęto chyba od czasów ogłoszenia niepodległości Final Fantasy względem PlayStation. Albo Kosowa względem Serbii. Nie pamiętam co było wcześniej. W każdym razie, Skate 3, przynajmniej w moim przekonaniu, stracił sens bytu, bowiem w przeciągu ostatnich kilku miesięcy włączałem konsolę tylko po to, żeby pograć w PES’a, albo żeby pograć z kumplami… W Skate właśnie. Pozostaje nam starszy Skate, albo powrót do korzeni, czyli TH i spółki… do którego chyba nikomu się nie spieszy.
To by było na tyle, jeśli chodzi o kwestie zmian w samej grze. Co w kwestii audiowizualnej? Sporo. Mamy do czynienia z dobrze przebudowanym silnikiem z poprzednich edycji, kolory są żywsze, gra wygląda bardziej realnie, gołym okiem widać poprawę. Wcześniej wspomniałem o płynnym 60FPS, dzięki czemu triki wyglądają naprawdę ładnie i ich animacje są jeszcze bardziej dopieszczone. Również poprawiono gleby: po nieudanym kickflipie nasz grajek nie leci na mordę jak ostatnia lama, tylko próbuje zachować równowagę. Z często dobrym skutkiem. Widać, ten aspekt został poprawiony i wygląda to bardziej realnie, chociaż drobne niedociągnięcia są dalej widoczne. Co do kwestii audio mamy naprawdę dobry soundtrack, z wykonawcami takimi jak Del Tha Funky Homosapien czy innymi naprawdę tworzy niezły, skejterski klimat.

Podsumowanie? Gra jest wtórna, nudna, robiona metodą kopiuj-wklej, w moim przekonaniu nie warta zbyt wiele. Owszem, mamy nowe miasto, ale co z tego, jak cele nie dość, że w większości są te same jak w poprzedniczkach, to na dodatek jeszcze zostaliśmy pozbawienie trybu multi przy jednej konsoli. Ja zostaje przy Skate2 i czekam na PRAWDZIWY sequel.

Oceny:
Grafa: 9
Dźwięk: 8
Grywalność:2
Ogółem 3+

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz