sobota, 7 listopada 2009

Group S Challenge

Jeśli ktoś z Was popełnił w swoim życiu, tak jak ja, drastyczną decyzję kupna Xbox’a zamiast PS2, i, jeśli choć trochę interesuje się wyścigami, to na pewno brak tak genialnego tytułu jak Gran Turismo odczuwa bardzo boleśnie. Stan ten łagodzi nieco fakt posiadania Project Gotham Racing i Forzy Motosport, niemniej nie są to tytuły, które potrafią zastąpić w całości kunszt GT. Genialnie wyważona fizyka, która nie jest ani rasowym symulatorem( choć fakt ten zmienia założenie „Control Tires”), ani arcadówką, jakimi są nowsze części NFS. Więc co może biedny posiadacz czarnego pudła z zielonym oczkiem zrobić? Wyjścia są trzy. Pierwszym jest zamiana Xboxa za dopłatą za PS2 i kupno GT4, ale wtedy tracimy za dużo godnych uwagi gier, i dostajemy tytuły o gorszej jakości wizualnej. Drugą opcją jest pożyczenie od kumpla na tydzień, dwa PS2, ale opcja ta nie zawsze wypali, bo może się okazać, że nagle znajomy musi przejść 3 gry. Trzecią opcją jest załatwienie sobie Group S Challenge od Capcomu. I tą właśnie pozycję wybrałem jako następną do zrecenzowania, także zapraszam do lektury.
Po włożeniu krążka do napędu wita nas średniej jakości intro, które pokazuje nam wózki, jakimi będziemy mogli kierować w grze. Cienko? To poczekajcie aż pominiecie intro… w menu głównym mamy 4 standardowe tryby, skserowane z pierwszego GT. Czyli Arcade Mode, GT…, ekhm, Circuit Mode, Replay Theater i Opcje. Replay Theater chyba nie muszę opisywać, przejdźmy może do opcji. Na palcach jednej dłoni można wyliczyć liczbę użytecznych opcji. Wyłączenie wibracji, regulacja głośności muzyki, dźwięku i ustawienia pada. To wszystko, należy dodać nieprzydatny, dla mnie, tryb kalibracji kierownicy i ekran kontrolny jasności monitora i uzyskamy cały obraz menu opcji. Nawet uwzględniając wiek gry( 2003 rok) jest to liczba bardzo uboga.
Przejdźmy teraz do trybu Arcade. Tutaj w sumie nic poza standard. A nawet mniej niż to. Mamy do wyboru pojedynczy wyścig samochodów z jednej klas, pojedynek z kumplem czy time trial. Co śmieszne, nie możemy ustalić ilości okrążeń w każdym trybie gry, czyli jedziemy jedno albo dwa kółek w zależności od zachcianki konsoli; na szczęście w trybie Time Trial liczba ta jest ustawiona na 999. Natomiast ciekawą opcją jest wyścig jednego typu samochodu, bez żadnych ulepszeń czy, niestety, tuningu. Z założenia ten tryb chyba miał być testem naszych umiejętności, i po części tak jest, ale w niektórych przypadkach wygrywamy( albo przegrywamy) tylko dzięki szczęściu, albo pechu. Również sam wyścig pozostawia wiele do życzenia, a mianowicie nie mamy możliwości wyboru poziomu AI kierowców( inna sprawa czy wogóle jakaś jest...). Tak więc komputerowi gracze cisną gaz do dech na pierwszej prostej, by przed zakrętem zahamować o około 50metrów za wcześnie, dzięki czemu wykorzystujemy to i wchodzimy w zakręt zapuszczając hamulec ręczny, następnie centrujemy samochód. I cieszymy się z pierwszego miejsca do końca wyścigu. Chyba, że spóźnimy hamulec i wylądujemy na bandzie, wtedy powtarzamy poprzedni krok.
W trybie circuit starano się na siłę odciąć od trybu GT, jednocześnie zachowując większość jego cech. Wiem, brzmi to niedorzecznie, ale tak niestety jest w rzeczywistości. Mamy możliwość kupna aut i ich ulepszeń wyciągnięty z GT, ale w bardzo ubogiej , choć przejrzystej, formie. Nie mamy niestety danych jak dana część wpływa na nasze auto, może oprócz zmiany w mocy silnika. Nie ma również zdawania licencji, a dostęp do lepszych wyścigów uzyskujemy przechodząc poprzednie. Porównując jeszcze tytuł do GT, warto nadmienić, że wszystkie liczby oznaczające kredyty zostały powiększone dziesięciokrotnie. Także nie zarabiamy za najsłabszy wyścig 2’000 a 20’000 , a cena najdroższego auta w grze, Saleena S7 wynosi, bagatela, 200’000’000. Nieco przerażają te liczby, ale w końcu gra pochodzi z Japonii, ich waluta, Yen, jest warta około jeden Eurocent. Można pomyśleć, po przeczytaniu poprzedniej części tego akapitu, że Capcom tylko bezmyślnie skopiował tryb GT, usuwając co nieco. Ale tak nie jest. W trybie Circuit są dwa oryginalne tryby, a mianowicie line-line i Duel. Pierwszy tryb polega na zbieraniu tokenów, ułożonych w idealnej linii przejazdu, coś w stylu Cone Challenge z PGR2. Jeśli uzbieramy je wszystkie, w dodatku nie odbijając się od band i zaliczając odcinek w czasie krótszym od ustalonego jako złoty możemy szykować się na niezły przypływ gotówki. W drugim trybie możemy wygrać auta specjalnie stuningowane przez profesjonalne firmy. Żeby tego dokonać trzeba wygrać 3 wyścigi, każde innym i wyznaczonym przez grę samochodem, ścigając się z posiadaczem tego samego auta, lub, w późniejszych wyścigach, mocniejszego. Jest to dobry sposób na sprawdzenie swojego skilla i z czasem wygrania jakiegoś porządnego autka, dzięki któremu będziemy mogli swobodnie kontynuować grę. Niestety, gra nie zna pojęcia autosave, więc każdy wygrany wyścig, dokupioną część czy nowe autko będziemy musieli zapisywać sami. Sam ostatnio spotkałem się z przykrą sytuacją, kiedy z nerwów po przegraniu o 0.011 sekundy( Notabene z autem, które nie powinno być w mojej grupie...) rzuciłem padem i wyłączyłem konsole. Zapomniałem niestety zapisać zarobionej wcześniej kasy, i tak około półtora miliona kredytów poszło się przejść. Także savować savować i jeszcze raz savować, na czas grania w GSC trzeba się przenieść do ’97 roku, gdzie o autosave nie śniono, a częste powracanie i klikanie na save było koniecznością.
Teraz słowo o samej grze. W opcjach kontrolera mamy do wyboru albo jazdę klasyczną, czyli znaną z GT „a”=gaz, „x”=hamulec, albo xboxowską, ze spustami jako gaz/ hamulec. Co ciekawe, tą drugą opcję musimy sami włączyć, co jest lekkim nonsensem. Zaś sama gra... do najprzyjemniejszych nie należy. Na samym początku trudno jest w ogóle utrzymać auto w linii prostej. To nie żart, kiedy wpadli kumple to takie same problemy mieli zarówno niedzielny gracz konsolowo-wyścigowo-arkadowy, któremu do szczęścia wystarczy nfsug2, jak i znajomy, któremu zdarzy się ograć mnie w forzę, czy GT ;). Na samo przystosowanie się do odmiennego stylu prowadzenia auta trzeba poświęcić niemałą chwilę. Ale potem jest tylko lepiej, przed zakrętem wprowadzenie auta w poślizg będziemy wykonywać automatycznie, by następnie odbić się miękko od band i ruszyć z pełnym gazem w prostą, jednocześnie opanowując nadsterowność. Tak wygląda gra, więc nie jest to jakiś wielki symulator. Ale jednocześnie do arcade też nie można tej gry zaliczyć, auto dostaje podsterowności, jeśli wbijemy w zakręt ze zbyt dużą prędkością, albo jeśli niefortunnie odbijemy się od bandy i stracimy całkowicie panowanie nad autem.
Co do tras, to są one mankamentem tej gry i widać to na każdym kroku, niestety. Mamy do wyboru 20 plansz, przypisane do 3 miast. I tak, w Shibuyi ścigamy się po mieście, taki odpowiednik Seattle. W Surfers Paradise( kto im płacił za wymyślanie takich nazw?) podziwiamy głównie widoki i gnamy na złamanie karku, łatwo tu osiągnąć prędkość maksymalną. I w końcu Monaco, połączenie tych dwóch pierwszych, czyli nie wolno gardzić ani prędkością, ani hamulcem. Niestety, ale połowa tras jest odwrotna do swoich pierwotnych wersji, przez co unikalnych tras jest... 10. Jest o wiele za mało, nawet za zamierzchłych czasów PSX’a liczba ta nie zrobiłaby furory.
Capcom wypłacił sporo na licencje pojazdów dostępnych w grze. Wszakże nie jest ich tyle, jak chociażby w GT2, ale wystarcza przeciętnym miłośnikom motoryzacji. Ilość aut jest podobna do PGR2, chociaż tam mieliśmy podział na kilkanaście grup, tu zaś tylko 4. Mamy wózki wszelkiej maści, od Forda Focusa, Peugeota 206, Golfa Gti, czy nawet Fiata Punto, po Hondę S2000, Mazdę Savannę RX7, Mitsubishi Lancera evo VIII, aż po (mój osobisty skarb) Hondę NSX type S-Zero z 1999, czy Vipera GTS. Każde auto prowadzi się inaczej, potężny Lancer wchodzi w zakręty jak czołg, widać to zwłaszcza po drodze hamowania, za to leciutką Mazdą Eunos trzeba uważać, żeby nie dostać większego poślizgu i aby przypadkiem, przy zmodyfikowanych hamulcach, nie wyhamować poniżej 50 MPH. Tutaj też, niestety, ujawnia się największa wada gry. O ile pędzenie takim FTO GPR ponad 200 mil na godzinę wywołuje tylko efekt samouwielbienia(„ jakim to ja jestem zajebistym tunerem ”), to pędzenie tyle samo Fiatem Punto wywołuje większego zonka. Coś jest nie tak, najgorsze, że tuningując Salena S7 do granic możliwości wyciągamy nim grubo ponad 300 MPH, w przeliczeniu około 480 KM/h. Moja pierwsza myśl dla usprawiedliwienia tego wyniku była taka, że zamiast KMH dali nam MPH, co by się nawet zgadzało. Ale, w takiej hybrydzie arcady z symulatorem( ze wskazaniem na to pierwsze) opanowanie auta na prostej pędząc ponad 300 Mil jest praktycznie niemożliwe. A do Live For Speed tej grze daleko, a to była jedna z nielicznych pozycji, z której zapamiętałem niemożliwe do opanowania bestie pędzące już ponad 250KMH. W Forzie tylko wibrował pad :).
W kwestii grafiki jest już w sumie standardem, że każda wydana poważniejsza gra wyścigowa na naszą konsolę jest ładna. Tak jest i tym razem. Auta dosłownie lśnią jakby tyle co wyjechały z salonu, mają mnóstwo poligonów, przy kamerze z nadkola widzimy dokładnie charakterystyczne znaczki dla danego modelu, a tarcze hamulcowe nagrzewają się do czerwoności podczas większych dohamowań, ale nie znikają po paru sekundach jak w FM, tylko potrzebują czasu, żeby ostygnąć. Na dodatek efekty dymu z opon są znakomicie przedstawione, jeżeli jedziecie tuż za zwartą czołówką, i po chwili nie widzicie nic oprócz mgły to znak, że trzeba hamować przed zakrętem. Zaś samo otoczenie chodzi w płynnych 60 FPS’ach, budynki które widzimy są w pełni trójwymiarowe. Jedynie drzewa są dwuwymiarowe, widać to szczególnie w czasie replayów. Czasem tylko brakuje barwnego otoczenia, jakie było w FM, plansze są jakieś takie puste, mimo setek bilbordów, szyldów sklepowych i tym podobnych. Ale może to i dobrze, bo nie kłują w oczy( ba, większość bilbordów jest po prostu brudna, jakby nigdy nie była czyszczona) tak jak ulepszona wersja krótkiej planszy „Nowy York” z Forzy2 i pozwalają skupić się na samej jeździe. Oprócz tego szkoda, że twórcy nie postarali się o dwie rzeczy, a mianowicie, brak śladów hamowania na asfalcie i wygładzenie cienia w grze. Ale, mimo tylu lat, i mimo grania w różne gry wyścigowe na xboxie oprawę wizualną oceniłbym minimalnie gorzej od PGR2, dając oczko niżej za otoczenie tras, i oczko wyżej za płynne 60FPS.
Niestety, ale gry wydane w Japonii( w sumie nie tylko gry) i przełożone na Angielski lokalizowane są dość dziwnie, jest to spowodowane specyfiką języka samurajów. W przykładach można wymienić pozamieniane szyki w zdaniach, albo pominięcie czasów. Nie ustrzegły się tego wielkie produkcje, gdzie ilość tekstów liczy się w dziesiątkach megabajtów, jak i gry, w których tekst ma tylko znaczenie informacyjne. Do tej drugiej grupy należy z całą pewnością GSC i choć pojedyncze wyrazy są przetłumaczone dobrze( bo chyba tego zepsuć po prostu się nie dało), tak opisy trybów czy teksty informacyjne... gramatycznie kuleją. Przykład pierwszy z brzegu, menu opcji po naciśnięciu przycisku kalibracji kierownicy: „Choose the port to connect the wheel” . Zdanie chyba jak najbardziej logiczne, ale mniej sensowne. Mogli dać na przykład: „Connect the wheel to console” i nie czepiałbym się. Z innej beczki, menu informacji o wyścigach w trybie circuit: „[...] Win money by using it effectively” . Pewnie chodziło o wykorzystanie opcji wybrania dowolnego wyścigu dla zarobienia kasy, jednakże wcześniej w tekście nie było o tym mowy, także danie „it” zamiast „this option” brzmi jakbyśmy mieli wygrywać kasę używając jej efektownie. Ale, jak mówiłem, takie wpadki zdarzają się każdemu, nawet w Finalach można znaleźć niepoprawnie przetłumaczone dialogi, więc ten mankament można przełknąć, i nie wpływa on w żaden sposób na ocenę gry.
Dźwięki aut są różnorodne. I na tym w sumie można byłoby zakończyć podsumowanie kwestii audio, ponieważ nie wybijają się ponad tłum. Daleko im do mruku mojej Mazdy RX8 z Forzy przy maksymalnym ulepszeniu silnika, ale też nie pozostawiają po sobie złego wspomnienia. Za to muzyka która rozbrzmiewa w menu jest tragiczna. Jakieś brzdęknięcia, w dodatku mamy do czynienia chyba z tylko jedną piosenką, do genialnego, moim zdaniem soundtracku z GT2 brakuje jej tyle, ile fabrykom aut w Polsce do tych z Japonii. Niestety nie przesadzam, i byłoby nawet „ tylko” oczko niżej, gdyby można było włączyć swój soundtrack, ale niestety panowie z Capcomu o tym nie pomyśleli. I tak w menu mam zupełną ciszę, co byłoby nie do pomyślenia gdybym odpalił pierwszą z brzegu ścigałkę.
Gra ta... jest specyficzna. Może nie tak jak wyścigi wózków widłowych po autostradzie A1, ale jednak. Mamy tu z jednej strony symulator: profesjonalne ustawienia auta, pod- i nadsterowność, także masę innych współczynników, jak choćby waga czy pojemność silnika. Z drugiej strony nierealne prędkości, odbijanie się od band, auta aż ciągną do jazdy bokiem na zakrętach. Dodać można do tego głupie AI, które wyprzedzamy po dwóch zakrętach, ilość wózków, piękną grafikę, mało tras, słaby dźwięk i otrzymamy cały obraz gry zwanej Group S Challenge. Warto w to grać ? Chyba tak, jeśli jesteś fanem GT to bierz w ciemno, spędzisz przy tym tytule trochę czasu. Inni fani wyścigów też raczej też nie będą zawiedzeni, pod warunkiem, że ukończyli Forzę, PGR2, RSC2 i pobrali modyfikację do World Racing 2, autorstwa mojego i Frito’a, dostępnej na Forum grupy XN. Jeśli powyższych tytułów nie zaliczyliście, spokojnie możecie odstawić tą grę na później, przechodząc najpierw podstawowe wyścigi. W oceniajce jest co prawda liczba 6, ale jest to najmocniejsza 6 jaką wystawiłem kiedykolwiek. Byłoby wyżej gdyby nie irytujące, proste błędy, jak brak autosave’u, które skutecznie psują zabawę.

Grafika: 8/10
Dźwięk 3/10
Grywalność 7/10
Ogółem 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz